Filipkowski

W dniu 26 sierpnia pożegnaliśmy Profesora Andrzeja Filipkowskiego, naszego przyjaciela, kolegę i długoletniego współpracownika. Spoczął u boku swojej żony Teresy z Madalińskich w grobie rodzinnym Madalińskich na Starych Powązkach.

Ponura rzeczywistość covidowa sprawiła, że pogrzeb Profesora odbył się dopiero półtora roku po Jego śmierci (zmarł 11 kwietnia 2020 r. w wieku 90 lat). Dopiero bowiem po tym czasie Jego jedyna córka, mieszkająca od wielu lat na stałe w Kanadzie, mogła, po załatwieniu niezbędnych formalności, przybyć do Polski i zorganizować uroczystości pogrzebowe.

Dla grona przyjaciół i bliskich znajomych Profesor był po prostu „Filipem”. Nikt nie nazywał go inaczej. Nie inaczej też nazywali Go studenci, do których zaliczałem się w 1960 roku. Wśród studentów zyskał jednak dodatkowy przydomek. Nazywaliśmy Go „Filipem Życzliwym”. W przeciwieństwie bowiem do większości pracowników Katedry Podstaw Telekomunikacji, w której wówczas pracował, z reguły bardzo surowych dydaktyków, Profesor, wówczas jeszcze magister, miał do studentów podejście bardzo liberalne i przede wszystkim życzliwe. Na dominujących wtedy egzaminach ustnych wykazywał się wielką cierpliwością, zadawał dodatkowe pytania, wyciągając studentów za uszy, a w przypadkach beznadziejnych mawiał: „Przykro mi, ale muszę Pana zaprosić na egzamin poprawkowy. Ale jeśli opanuje Pan …… i tu wymieniał szereg zagadnień, to wszystko skończy się dobrze”. Dlatego studenci starali się wszelkimi sposobami trafić na egzamin ustny do „Filipa”, a ponieważ przydział studentów do osób egzaminujących był losowy, nie wszystkim się to udawało. Mnie niestety to się nie udało. Trafiłem na Profesora Wiktora Golde (wówczas jeszcze docenta), który z żelazną konsekwencją wyprawił mnie w morderczą wędrówkę po arkanach układów elektronicznych. Na szczęście ta szkoła przetrwania zakończyła się dla mnie pomyślnie. Szczęśliwcy, którzy trafili do „Filipa”, zawsze podkreślali Jego niezwykle przyjazny sposób egzaminowania. Takim Go zapamiętałem i takim pozostał w pamięci moich kolegów z ławy studenckiej. Życzliwość Profesora wobec ludzi była zresztą Jego szczególną cechą, która przejawiała się także w jego dalszej działalności.

Wysoki, szczupły, wysportowany, tryskający energią, zawsze o nienagannej prezencji. Wręcz nie pasował swą sylwetką, wyglądem i sposobem bycia do siermiężności powojennych lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Był człowiekiem dowcipnym, o niebanalnym poczuciu humoru, często sarkastycznym, kiedy to piętnował ułomności natury ludzkiej, czy absurdy życia codziennego. Wtedy to potrafił czasami tupnąć nogą i wzburzyć się do żywego.
Z reguły był jednak pogodny, uśmiechnięty, o charakterystycznym „fernandelowskim” uśmiechu. Z upływem lat, ten szeroki uśmiech coraz bardziej przypominał słynny uśmiech znakomitego francuskiego aktora komediowego.

Zajęcia prowadził z ogromną swadą, w sposób bardzo żywy. Zapamiętałem przy tym specyficzny sposób „zacinania się” Profesora podczas zajęć, coś w rodzaju „zająknięcia” które zresztą przejawiało się także w ożywionych rozmowach osobistych. Rzeczą charakterystyczną było przy tym to, że owo „zająknięcie” zawsze przypadało na najważniejsze słowo w wypowiadanym zdaniu. Czasami to słowo powtarzał, co utrzymywało studentów w stanie ustawicznej percepcji.

Profesor był zapamiętałym turystą, miłośnikiem pieszych wędrówek, zwłaszcza górskich.
Z zamiłowaniem w młodych latach jeździł na nartach. Ale prawdziwą jego namiętnością był brydż. W brydża grał w gronie stałych przyjaciół niemal do końca swoich dni. Pamiętam, jak na półtora roku przed jego śmiercią zadzwoniłem do Niego w dniu imienin, składając tradycyjne życzenia. Podziękował, jednak szybko przerwał, mówiąc: Przepraszam cię bardzo, ale nie mogę dłużej rozmawiać, bo właśnie gram w brydża i z moim partnerem wylicytowaliśmy trzy bez atu, a ponieważ kartę mam bardzo słabą, muszę się skupić na rozgrywce. W miesiąc po tym zadzwoniłem z życzeniami świątecznymi i noworocznymi i mimochodem spytałem, jak skończył się ten kontrakt trzy bez atu. Odparł na to: A tak, pamiętam. Wyobraź sobie, że mimo praktycznie beznadziejnej sytuacji udało mi się wygrać. Ale chyba tylko dzięki tobie, bo twój telefon na tyle wybił moich kontrpartnerów z pantałyku
i ich zdekoncentrował, że popełnili szkolny błąd
.

Profesor rozpoczął studia na Oddziale Telekomunikacji Wydziału Elektrycznego Politechniki Warszawskiej w 1948 roku. Rok ten był przełomowy dla rozwoju światowej elektroniki.
W tym to właśnie roku dwóch wybitnych fizyków i genialnych eksperymentatorów, pracowników Bell Telephone Laboratories, John Bardeen i Walter Brattain wynalazło i skonstruowało tranzystor ostrzowy. W tym samym roku William Shockley, również z laboratoriów Bella, opracował zasady teoretyczne działania tranzystora warstwowego bipolarnego, którego pierwszy egzemplarz skonstruowano w 1950 roku. Za wynalazki te cała trójka uczonych otrzymała w roku 1956 Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki. Wynalezienie tranzystora odbiło się szerokim echem wśród naukowców na całym świecie, którzy niezawodnie dostrzegli, że wraz z tym wynalazkiem elektronika, oparta do tej pory na technice lampowej, wkroczyła w nową erę. Nic więc dziwnego, że możliwości, jakie otworzyła przed elektroniką technologia tranzystorowa, dostrzeżono natychmiast w Katedrze Podstaw Telekomunikacji kierowanej przez profesora Adama Smolińskiego. Prekursorem i wielkim orędownikiem tej nowej technologii był w Katedrze Podstaw Telekomunikacji (później Katedrze, a następnie Zakładzie Układów Elektronicznych) profesor Golde. Skupił wokół siebie grono młodych naukowców, którzy wówczas licznie zasilili kadrę Katedry, i wraz z nimi rozpoczął zgłębianie fascynującego świata techniki tranzystorowej. Wśród nich był młody „Filip”, który w 1950 roku, jeszcze jako student, został zatrudniony w Katedrze Podstaw Telekomunikacji. Studia inżynierskie ukończył w 1952 r., a magisterskie w 1954 r., już jako pracownik naukowo-dydaktyczny o niemałym doświadczeniu. Wkrótce zespół profesora Golde rozpoczął własne prace badawcze w dziedzinie układów tranzystorowych i ich zastosowań, przy czym siłą rzeczy powoli następowała specjalizacja. Jako swoją specjalność Profesor wybrał układy tranzystorowe wielkiej częstotliwości. Problematyka ta była dominująca w jego dalszej działalności naukowej. W tej dziedzinie obronił w 1963 r. rozprawę doktorską i tej też dziedzinie była poświęcona Jego rozprawa habilitacyjna, napisana w 1972 r., w której dodatkowo zastosował formalizm analizy wrażliwościowej. Wokół tematyki analogowych układów tranzystorowych (a później scalonych) wielkiej częstotliwości koncentrowała się większość Jego licznych publikacji artykułowych i książkowych, a także samodzielnie opracowane wykłady i podręczniki akademickie.

Prowadząc zajęcia dydaktyczne i prace badawcze, Profesor nie stronił od działalności menadżerskiej i organizacyjnej. W działalności tej przejawiał nieprzeciętny talent. Dał się poznać jako sprawny menadżer i rzutki, energiczny organizator. Był kierownikiem wielu obszernych i długoletnich projektów badawczych, na które umiejętnie potrafił zdobywać fundusze. Był członkiem licznych międzynarodowych organizacji i komitetów naukowych oraz stowarzyszeń zajmujących się problemami kształcenia kadr inżynierskich na świecie.
W latach 1996-1999 był pełnomocnikiem Rektora PW ds. programów międzynarodowych, a w latach 1994-1997 – przewodniczącym Komisji Nagród Prezesa Rady Ministrów. W latach 1970-1978 pełnił funkcję zastępcy dyrektora Instytutu Systemów Elektronicznych (wówczas Instytutu Podstaw Elektroniki), a w latach 1978-1984 oraz 1987-1990  –  funkcję dyrektora tego Instytutu. Zwieńczeniem jego działalności organizacyjnej była funkcja prorektora  Politechniki Warszawskiej ds. Ogólnych, którą pełnił w latach 1990-1996.

Pełniąc te funkcje, Profesor stawał siłą rzeczy przed koniecznością podejmowania różnorodnych decyzji, niekiedy bardzo trudnych. Dotyczyło to zwłaszcza okresu, kiedy pełnił funkcję prorektora, w którego gestii leżały m.in. sprawy kadrowe. Decyzje podejmował niezwykle szybko i zdecydowanie. Była to swojego rodzaju manifestacja sprzeciwu wobec akademickiej biurokracji, na którą reagował wręcz alergicznie. W środowisku akademickim Politechniki utarło się wówczas powiedzenie: Filip niczym się nie przejmuje, nic nie czyta i podpisuje. Lubił to powiedzenie. Cytował je często w rozmowach towarzyskich ze swojego rodzaju przewrotną satysfakcją i dużą dozą autoironii. W istocie rzeczy mijało się ono z prawdą. Wprawdzie decyzje podejmował szybko, ale zawsze po zastanowieniu się i zawsze, na ile na to tylko pozwalały przepisy, z korzyścią dla sprawy i z korzyścią dla osób zainteresowanych. I właśnie także w tym przejawiała się wspomniana przeze mnie wcześniej życzliwość Profesora dla ludzi i otoczenia. Był po prostu człowiekiem po ludzku życzliwym.

Po ukończeniu 70. roku życia Profesor przeszedł w 2000 r. na emeryturę. Nadal jednak pozostał aktywny jako nauczyciel akademicki. Po krótkim epizodzie w Politechnice Świętokrzyskiej podjął pracę w niepublicznej Wyższej Szkole Informatyki, Zarządzania i Administracji w Warszawie. Pracował w niej jeszcze długie lata. Nazywał ją pieszczotliwie „wsizią”. Pełnił w niej najpierw funkcję prodziekana, a następnie dziekana Wydziału Informatyki i Telekomunikacji. Prowadził wykłady z rutynowych dla siebie przedmiotów: Elementy i Układy Elektroniczne oraz Podstawy Elektrotechniki i Elektroniki. Ale na potrzeby dydaktyki Szkoły opracował także i prowadził przedmiot Ekologia i Zarządzanie Środowiskowe. Był z niego bardzo dumny. Często powtarzał, że propagowanie wśród studentów działań proekologicznych sprawia mu na stare lata ogromną satysfakcję.

Ponieważ Szkoła miała wówczas ogromne braki kadrowe, namówił mnie, po moim przejściu na emeryturę w 2010 r., na podjęcie pracy we „wsizii”. I wtedy to nasze kontakty osobiste z czasów politechnicznych, aczkolwiek częste, jednak z reguły okazjonalne, bardzo się zacieśniły. Szkoła pracowała w systemie studiów niestacjonarnych sobotnio-niedzielnych. Spotykaliśmy się w gmachu Szkoły w każdy weekend, prowadząc własne wykłady, ale też znajdując czas na wspólną kawę i rozmowy, podczas których często wspominaliśmy stare czasy politechniczne. Często też komentowaliśmy bieżące wydarzenia z życia naszego byłego Instytutu, z którym utrzymywaliśmy stały kontakt. W tym okresie moja współpraca z Profesorem była bardzo bliska. Razem braliśmy udział w obradach Senatu Szkoły, w posiedzeniach Rady Wydziału i w różnego rodzaju komisjach. Wspólnie kształtowaliśmy i modyfikowaliśmy programy nauczania i braliśmy udział w niezliczonych egzaminach dyplomowych. W 2013 roku, podczas którejś z kolejnych kaw, powiedział mi niespodziewanie: Nie informowałem jeszcze o tym rektora, ale podjąłem decyzję o zakończeniu pracy w Szkole. Przyznam, że decyzja ta ogromnie mnie zaskoczyła. Zareagowałem spontanicznie: Zastanów się, rozważ jeszcze raz spokojnie tę decyzję. Jesteś przecież w pełni sił witalnych i intelektualnych, dotrwaj jeszcze przynajmniej dwa lata do zakończenia kadencji dziekańskiej. Na co mi odpowiedział: Widzisz, w życiu tak jak w brydżu, trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć pas. Wolałbym uniknąć sytuacji, kiedy na egzaminie pomylę role i stracę orientację, kto zadaje pytania, a kto udziela odpowiedzi. Miał wtedy 84 lata. I chyba miał rację. Po jego odejściu objąłem po nim funkcję dziekana.

Wspomnienie to odzwierciedla przede wszystkim moje osobiste relacje z Profesorem. Przywołuję Go w mojej pamięci takim, jakim w niej pozostał. Adresuję jednak to wspomnienie również do całego grona obecnych, a zwłaszcza najmłodszych pracowników Instytutu Systemów Elektronicznych. Pragnąłbym, abyście – moi drodzy młodsi przyjaciele i koledzy – uświadomili sobie z całą mocą, że to Wy jesteście teraz bezpośrednimi spadkobiercami spuścizny po Profesorze i kontynuatorami Jego dzieła. Niektórzy z Was – już w trzecim pokoleniu. To tacy ludzie jak Profesor i jego współpracownicy tworzyli w trudnych latach powojennych zręby Instytutu, w którym teraz pracujecie. To dzięki ich talentowi, uporczywej pracy i poświęceniu Instytut zajmuje taką pozycję i może poszczycić się takim dorobkiem, jak obecnie. Ludzie przychodzą i odchodzą, a Instytut trwa.

Do zobaczenia Profesorze – w lepszych czasach.

                                                                                                        Jerzy Szabatin

 

Pracownicy Katedry Podstaw Telekomunikacji

(później Katedry Układów Elektronicznych

i Katedry Układów Tranzystorowych) w latach 1948-1964:

 

prof. Adam Smoliński †

prof. Wiktor Golde ­†

prof. Jerzy Baranowski

prof. Andrzej Filipkowski †

prof. Jerzy Helsztyński †

prof.  Romuald Wadas †

prof. Andrzej Wolski †

doc. Jerzy Pawłowski †

dr Marian Bukowski †

dr Janusz Markowski †

dr Stefan Misiaszek

dr Andrzej Rusek

dr Michał Rzewuski

dr Leszek Śliwa

dr Witold Wierzejski †

mgr Leonid Bułhak †

mgr Janusz Chamski †

mgr Antoni Fijałkowski

mgr Zbigniew Gniewiński †

mgr Ewa Lewicka-Śliwa

mgr Michał Ramotowski

mgr Mirosław Stojanowski †

mgr Wojciech Turewicz †

mgr Wiesław Ufnal †

 

 

 

 

Kategorie: Aktualności